Izabela Gardian o poezji, która przyjmie wszystko
Przeczytaj wywiad z Izabelą Gardian, wodzisławską poetką, która wydała swój najnowszy tomik „Bossa Nova”. Wywiad ukazał się w kwietniowym wydaniu Gazety Wodzisławskiej.
Autorka zadebiutowała w 2012 roku, wydając pierwszy tomik poetycki „Kobieta w czterech porach roku”. Później pojawiły się tomiki „Takie sobie piosenki” (2018), „Garść liter” (2019), „Drzwi na oścież” (2019). W tym roku ukazał się najnowszy zbiór poezji Izabeli Gardian pt. „Bossa Nova”. O czym mówi w wierszach? Czym jest dla niej poezja? Kto ją inspiruje? Odpowiedzi znajdziemy w samych utworach, a całą resztę zdradziła nam podczas rozmowy.
Określa Pani swoją poezję jako kobiecą, emocjonalną, pełną doznań. Czy w obecnym tomiku poezja przybiera ten sam charakter?
Izabela Gardian: Z natury jestem bardzo emocjonalna, więc piszę o uczuciach, zmysłach, emocjach. Staram się też być w tym wszystkim „powściągliwa”. Nie chcę, aby była to poezja chwili. Pewien kaprys, że teraz piszę, bo teraz coś się dzieje. Chcę, żeby ta twórczość miała uniwersalny charakter, przesłanie, żebym mogła złapać kontakt z czytelnikiem. To nie są tylko moje przelane na papier przeżycia osobiste, wiele przenoszę moich rozważań na temat życia, przemijania. Jest w tym trochę przemyśleń filozoficznych, metafizycznych.
Jak w takim razie wygląda stworzenie wersu, całego wiersza – czy nagle pojawia się pomysł? Jak wygląda owo stworzenie poetyckie?
Najczęściej proces wygląda tak, że myślę nad czymś konkretnym, rozważam, coś przychodzi mi do głowy - często są to myśli związane z moim życiem osobistym, tym, co mnie spotyka, co usłyszałam. Zdarza się też tak, że próbuję ujarzmić i uchwycić myśli, które nagle mnie nachodzą, zapisuję je gdziekolwiek - na kartce papieru, w telefonie. Podsumowując - zdarza się, że już mam pomysł i wiem, o czym chcę napisać - dotyczy to jakiegoś wydarzenia, czegoś, co mnie dotknęło, ale dzieje się też tak, że wiersz sam się tworzy, prowadzi mnie inną drogą. Myślę, że oba te sposoby są dobre – zarówno ten, w którym wiem od początku, o czym chcę napisać, oraz ten, gdy staram się uchwycić myśl. Często wracam do wierszy, wprowadzam poprawki, trwa to najczęściej dzień lub dwa. Mało jest wierszy, które nie wymagają poprawek. Czasem wiersz prowadzi mnie inną drogą, wciągają mnie przemyślenia albo ulegam układance frazeologicznej. Bardzo lubię zabawę słowem, lubię, gdy wiersz samoistnie się układa. Czasem długo pracuję nad wierszem, dążę do jakiejś syntezy, sentencji, skrótów. Zdarza się, że wiersz ma trzy strony, a powstaje z tego sześć wersów - w tej chwili wybieram minimalizm.
Stara się Pani poskromić słowa, aż nasuwa się tytuł jednego z tomików, który został wydany w 2019 roku pod nazwą „Garść liter". Kojarzy się z literami, które musimy poskromić, ująć w całość...
Tak, z tej garści liter coś się stwarza, tak, jak napisałam w wierszu pt. „Ból”: „Ogarniam to wszystko w garść liter i znowu trafia i piszę”, czyli przydarza mi się coś. W tym wierszu wyraziłam pewien ból, który na mnie spadł, ale znowu coś się trafia i znowu piszę - ta powtarzalność jest nieunikniona. Żyjemy, czujemy, ciągle coś się dzieje, wchodzimy w interakcje, ciągle jest temat do pisania.
Poezja staje się środkiem wyrazu, dzięki niej może Pani wyrazić siebie, dać upust myślom, emocjom.
Tak, przepracowuję pewne swoje przeżycia, których czasem nie umiem wyrazić dosłownie, a które mnie dotykają. Można to nazwać pewnego rodzaju terapią - niezależnie od tego, czy piszę o sprawach radosnych, czy tych poważnych, to dzięki pisaniu czuję ulgę, bo każde doświadczenie zostawia w nas ślad, uczy nas czegoś. Wszystkie moje wiersze z czymś mi się kojarzą, czytam je kilka razy, wracam do nich, coś mi się przypomina, z czymś je wiążę – to pomaga mi w życiu – to doświadczenie przelane na papier. Pamiątka pewnego rodzaju – co kiedyś się zdarzyło, jak było.
Wspomniała Pani w jednym z wywiadów, że ceni Pani Ewę Lipską - to autorka, która pisze trudną, odważną, kobiecą poezję. Czy w tym tomiku tego typu poezja Panią inspirowała?
Lubię jej poezję, jednak podczas pisania nie odnoszę się do wzorców, ale moje macki do niej sięgają. Pasuje do mnie, lubię też poetów międzywojnia. Cenię poezję Zuzanny Ginczanki… Jest kobieca, zmysłowa i bardzo inteligentna. Bardzo sprawnie władała piórem, bawiła się słowem, potrafiła ujarzmić język. Nawiązywała też do filozofii, dialektyki - to mnie inspiruje. Cenię również twórczość Władysława Lengera. Pisał też piosenki, a ja lubię w poezji rytm, lubię, jak poezja płynie, układa się w całość muzyczną. Bliska jest mi także porywająca poezja Leśmiana, Tuwima, Gałczyńskiego.
Sam tytuł „Bossa Nova” nawiązuje do muzyki brazylijskiej, powstałej w latach 50.
To właściwie wzięło się z wiersza, w którym piszę „sama bosa zatańczę, bossa nova”, a rytmy tej muzyki również mi odpowiadają. Sam tytuł jest też ujęciem tego, co dzieje się ze mną w ostatnich latach. Dla mnie ta „Bossa nova” rozłożyła się w dwa przymiotniki - jestem i bosa i nowa. Od razu pomyślałam, że to będzie idealny tytuł, który wyraża wszystko. Bosa - bo to kojarzy mi się z chodzeniem boso po trawie, kamieniach, piasku… Czyli takie zmysłowe dotykanie. Są bodźce, receptory, wiąże się to z fizycznością, z doznaniami, z dotykiem, To umożliwia także „naładowanie się” pozytywnym ładunkiem, jaki daje natura, a także oddanie tej naturze negatywnych emocji. A nowa, bo odnowiona, mimo mijających lat - cieszę się życiem, korzystam z niego, teraz jestem dojrzalsza. Wiem, że mimo niepowodzeń należy widzieć pozytywne strony życia, radość, która nas otacza. Tak, jak napisałam w jednym ze swoich wierszy: „Dość życia, mam przecież całe moje” - czyli z jednej strony mam dość, ale to życie jest przecież w moich rękach, mogę coś z nim zrobić, powinniśmy się cieszyć chwilą, nie marnować czasu.
W całym tomiku znajdujemy tylko jedno nazwisko - Leonard Cohen. Pojawia się on w wierszu „Prochowiec”, otwierającym tomik. Dlaczego akurat on?
Znalazł się trochę celowo, trochę przez przypadek. Zorganizowaliśmy Festiwal Cohenowski w naszym gronie poetów, działamy wspólnie w Wytrychu, czyli w Wolnej Inicjatywie Artystycznej w Rybniku. Tam powstał pomysł, aby osoby chętne napisały wiersz o Cohenie właśnie. Wśród nas jest także Tadeusz Kolorz. To rybnicki twórca, który pisze teksty, komponuje. To on właśnie, jako wielbiciel Cohena, ujął nas tym tematem. Zgłębiłam twórczość tego autora, potem powstał ten wiersz, umieściłam go również w tomiku. Powstała do niego również melodia, więc mam sentyment do tego wiersza. Otwiera on także cały tomik.
W tomiku pojawia się wiele związków frazeologicznych, które są w ciekawy sposób wykorzystane w wierszach. Skąd bierze się ta umiejętność wplatania do poezji tego typu zwrotów w tak umiejętny sposób? Jest także nawiązanie do „Lokomotywy” Juliana Tuwima.
Skojarzenia pojawiają się same, szukam słów, poruszam wyobraźnię, często odnoszę się do muzyki. Wiersz „Tak tak” nawiązuje do „Lokomotywy”. Powstał na potrzebę antologii. Leszek Sobeczko, twórca Wytrycha, wpadł na pomysł, by stworzyć antologię pandemiczną, czyli wiersze, które powstały w trakcie pandemii – o naszych przeżyciach, uczuciach, o tym, co każdy na ten temat ma do powiedzenia. To był wiersz, który by nie powstał, gdyby nie pandemia właśnie. Myślałam wtedy, że wszystko jest zamknięte, kiedy to wszystko ruszy, wybuchnie. Przyszła mi na myśl właśnie lokomotywa, to tuwimowskie „tak tak”. Pomysły często pojawiają się w nocy, teraz już wstaję i od razu zapisuję, aby myśli nie uciekły.
Czy okres pandemii właśnie będzie miał wydźwięk również w późniejszych wierszach? Czy zmieniło się Pani podejście do poezji w takim okresie?
Na pewno to ma wpływ na twórczość, poezja też zmierza w tym kierunku. Mam już kilka wierszy na ten temat. Teraz piszę więcej, mam dobry czas, dużo wierszy powstaje. Poza tym kolejny tomik czeka na publikację. W 2019 roku wydałam dwa tomiki, później miał być kolejny w 2020 roku, ale z przyczyn technicznych nie został wydany. Tomik, który planuję wydać w tym roku, został uwieńczony pięknymi grafikami Marka Grzebyka. Będzie to druga pozycja biblioteczki Wytrycha. Pierwszą pozycją był tomik „Depresanty” Leszka Sobeczki. Jego premiera odbędzie się w maju, nosi nazwę „Kochanie to dziki las”. Aktualnie mam już wystarczająco dużo wierszy, które wypełnią kolejny tomik.
Czy można gdzieś jeszcze zaznajomić się z Pani poezją?
Utworzyłam w mediach społecznościowych stronę o nazwie „Garść liter” i tam umieszczam wiersze bieżące oraz z poprzednich tomików. Pozwala mi to również utrzymywać kontakt z czytelnikami, jest to miejsce, gdzie można sięgnąć po moją twórczość. Lubię się nią dzielić, stykać ją z odbiorcą. Poza tym działam w ramach Wytrycha, uczestniczyłam także w warsztatach poetyckich, które prowadził Maciej Szczawiński w Jastrzębiu-Zdroju. Jest to dla mnie cenne doświadczenie, język się szlifuje. Każdy inaczej pisze, inaczej odbiera poezję. Sama po sobie widzę, że ta poezja nie jest już taka sama. Nie wstydzę się swoich wierszy, ale pierwszy, czy drugi tomik napisałabym zapewne inaczej. Jednak biorę pod uwagę, że taka byłam wtedy i to wyraża mnie z tamtego okresu.
Czy uważa Pani, że tego typu warsztaty są pomocne dla początkujących autorów? Czy jednak takie zajęcia coś tłumią w artyście?
To indywidualne podejście. Mnie to bardzo pomogło. Dużo zależy od osoby prowadzącej warsztaty. Poezja jako sztuka dla sztuki nie ma sensu. To muszą być moje przeżycia, mój sposób na wyrażenie siebie, nikt nie może niczego dyktować. Jednak z drugiej strony zetknięcie się z inną poezją, bardziej dojrzałą, jest bardzo cenne, ponieważ zostaje w nas inspiracja, słowa, z których możemy stworzyć coś nowego, wykorzystać to na swój sposób. Można także uzyskać rady dotyczące techniki – one są subtelne, nic nie narzucają, poprawiają nasz język. Maciej Szczawiński świetnie prowadził te warsztaty. Małymi podpowiedziami pomagał inaczej spojrzeć na wiersz. Jeśli ktoś dobrze nas prowadzi, możemy wiele zyskać.
Czy czuje Pani, że poezja ewoluowała na przestrzeni tych lat?
Językowo tak. Jestem świadoma, że poprawiłam warsztat, cieszę się z tego. Był taki etap, że myślałam, żeby przestać pisać, bo o wszystkim już powiedziałam, mówię to samo. Jednak teraz się otworzyłam, mam wiele tematów, wiele rzeczy mnie inspiruje.
Czy podmiot w poezji także się zmienił? Czy zmienił się jej odbiorca?
Podmiot jest na pewno dojrzalszy, bardziej świadomy i chyba bardziej wymagający w stosunku do odbiorcy. Dojrzałość musi być po obu stronach. To nie jest poezja dla każdego.
Czy nie myślała Pani o zastąpieniu poezji prozą?
To wymaga dużej cierpliwości, a tego mi brakuje. Na pewno nie, ponieważ wiem, że moja droga jest inna. Mam książkę, której nigdy nie wydam, objętościowo duża rzecz. Może kiedyś do niej wrócę, ale nie wydam jej w najbliższym czasie. Moją drogą jest poezja. To w niej się odnajduję. Ona mnie wyraża.
Dziękuję za rozmowę.
Komentarze (0)
Dodaj komentarz