Strażnicy miejscy po nitce do kłębka
Na dzikim wysypisku w rejonie ul. Letniej i Skłodowskiej wśród porzuconych śmieci strażnicy miejscy znaleźli dwa paragony. Widniały na nich dane wodzisławskiego zakładu usługowego. Początkowo właściciel nie przyznawał się do wyrzucenia śmieci, ale funkcjonariusze znaleźli sposób, by udowodnić jego winę.
Sprawa zaczęła się w 24 lutego, kiedy podczas kontroli dzikiego wysypiska znajdującego się w rejonie ul. Letniej i Skłodowskiej, strażnicy wśród porzuconych śmieci znaleźli dwa paragony z wodzisławskiego zakładu usługowego. Paragony znajdowały się pomiędzy innymi odpadami, takimi jak styropian, worki po zaprawach cementowych, folia malarska i aluminiowa. Funkcjnariusze stwierdzili, że śmieci zostały wyrzucone niedawno i pochodzą z jakiegoś remontu.
Aby ustalić sprawcę, udali się do zakładu, którego dane widniały na paragonach. Podczas pierwszego spotkania właścicel nie przyznał się do wyrzucenia śmieci i zaprzeczył, że pochodzą od niego. Strażnicy nie uwierzyli mężczyźnie i postanowili przeprowadzić dodatkowe czynności wyjaśniające, polegające m.in na sprawdzeniu, jak właściciel zakładu wywiązuje się z obowiązku pozbywania się śmieci powstałych w jego zakładzie oraz czy prowadził w ostatnim okresie jakieś prace remontowe. Ustalenia okazały się niepomyślne dla właściciela zakładu, więc przy kolejnym spotkaniu z funkcjonariuszami przyznał się do wykroczenia. Otrzymał karę grzywny. Musi też posprzątać.
(m)
Komentarze (3)
Dodaj komentarz