Obcowały z diabłem! Dokładnie 350 lat temu spalono czarownice z ziemi wodzisławskiej
Kartka z kalendarza. W piątek 23 września 1667 roku na katowce obok pątniczego kościoła Matki Bożej przy drodze z Raciborza do Opawy wykonano wyrok na kobietach oskarżonych o czary. Przyznały się, że w Noc Walpurgii obcowały z diabłem. Niektórym okazało łaskę i ścięto przed spalaniem. Pozostałe płonęły żywcem na stosie. Były to mieszkanki Pszowa, Lubomi, Syryni, Nieboczów i Grabówki.
Egzekucja kończyła jeden z większych procesów o czary, jaki odbył się na Górnym Śląsku. Oskarżonymi były: Marianna Kempczyna, Helena Kokotka, Anna Kozub, Katarzyna Mazur, Jadwiga Nowak, Elżbieta Pustelnicka, Dorota Sobczyna, Anna Soyczyna, Anna Warmuczyna i Agnieszka Wilkowa. Podsądne pochodziły z Lubomi, Syryni, Nieboczowów, Grabówki, Pszowa, Pogrzebienia i Kornowaca. Osadzono je w raciborskiej wieży więziennej, a podczas przesłuchań, prawdopodobnie w raciborskim ratuszu, przyznały się do wyrządzania szkód ludziom, zwięrzętom i zbożom. Mówiły,że odbierały krowom mleko oraz latały na miotłach i wrzecionach.
Treść zeznań została jednak wymuszona podczas ciężkich tortur. Przywiązano je m.in. do drabin i przypiekano ogniem. Rzekomy sabat czarownic z ich udziałem miał się odbyć na wzgórzu w Grabówce niedaleko Lubomi. W rzeczywistości kobiety zapłaciły życiem za hulaszcze życie, rozpustę i pijaństwo, które poczytano im jako obcowanie z diabłem.
Na ziemi szląskiej – czytamy w XIX-wiecznym tekście z prasy śląskiej – różne spotykały się wojska i niejedną krwawą bitwę stoczono. Groza wojny szalała nad nieszczęśliwym krajem w całej okropności, pozostawiając po za sobą krwią zlane niwy, opustoszałe zagony i popalone wsie i miasta. Głód, nędza i straszne choroby były jej następstwem. Kościoły stały popalone i poniszczone. W strasznych tych czasach rozpanoszyły się ludzkie namiętności, zdziczały umysły i odwróciły się od Boga. O ile Pszów nasz wówczas ucierpiał, nie wiemy, bo odnośne akta zaginęły. Wiemy tylko, iż w r. 1667 odbył się w okolicy Pszowa [od red. chodzi o wspomniany proces w Raciborzu] wielki proces przeciwko czarownikom i czarownicom, że między ostatniemi znajdowała się też pewna kobieta z Pszowa, masarka Agnieszka Wilkowa. Wszystkich oskarżonych uznano wówczas za winnych obcowania z diabłem i ukarano na tem, że nieszczęśliwych przywiązywano do drabiny rozpalonej do czerwoności i powoli pieczone. Dla wyjaśnienia sprawy warto posłuchać co tym ofiarom zabobonu zarzucano i jakie rzeczywiście były ich występki. Oto oskarżeni sami się przed sądem przyznali, że w nocy 25 lutego, tj. w noc św. Walpurgii i w niektóre czwartki i soboty, na granicy między Lubomią i Syrynią obcowali z djabłem, który im nadał moc szkodzenia ludziom do woli w różny sposób. Tak sami swą winę wyjawili, lecz w rzeczywistości była ona zupełnie inna. Zaślepieni i roznamiętnieni ci ludzie zbierali się bowiem rzeczywiście po nocach na ustronnych miejscach i oddawali się tańcom, pijatykom i najobrzydliwszym występkom. W dzień zaś obchodzili w różnych przebraniach po wsiach i namawiali lud, aby na te ich nocne uroczystości tłumnie przybywał i dawał się tam djabłu zapisywać. Lud zdziczęły w czasie długiej wojny rad słuchał namowy zaślepionych bezbożników i owe piekelne uczty nocne stawały się coraz liczniejsze i częstsze. Zaniechano modlitwy, zaniechano pieśni nabożnych i oddano się jedynie cielesnym uciechom i brzydkim chuciom. Czyż w obec tego dziwić się możemy, iż władze ówczesne chcąc zaradzić strasznemu rozprzężeniu obyczajów tak surowych używały środków, by błędnych na właściwą nawrócić drogę? Skąd się atoli nieszczęsny prąd ten przedostał na naszą ziemię szląską? Jedni mówią, że rozwiązłość ta przedostała się z ziemi czeskiej, inni że z Niemczech, że stamtąd zarodek złego przynieśli ówcześni wojacy. I nam się to ostatnie twierdzenie zdaje się być najprawdopodobniejsze. Głośnym przywódcą szalejącej zgrai owej był bowiem niejakiś Deutschmanek, chłop osiadły w Bukowie. Nam się zdaje, że to słowo „Deutschmanek” bynajmniej nie oznaczało nazwiska, lecz ród i pochodzenie owego herszta. Z Niemiec też zapewne, gdzie wówczas czarownictwo kwitło w najlepsze, grzeszne te zabobony i występki do nas się dostały.
Wyrok wykonano 23 września 1667 roku przez spalenie żywcem na stosie. Na jego szybkie wydanie nalegał raciborski magistrat, nie chcąc ponosić dużych kosztów utrzymania podsądnych. Niektórym kobietom wyświadczono szczególną łaskę - najpierw je ścięto, a ciała spalono.
Stało się na to na tzw. katowce - miejscu kaźni, które znajdowało się w pobliżu kościoła Matki Bożej, dziś w granicach miasta, wtedy dość daleko oddalonym.
Polecamy także uwadze tekst Kryminalne dzieje Raciborza. Plac straceń KATOWKA - czytaj [tutaj]
(w)
Komentarze (3)
Dodaj komentarz