Pamiątki po Oppersdorffach, czyli kochliwy król
Wizyta króla Jana III Sobieskiego na zamku w Raciborzu utrwaliła się w publikacjach za sprawą pechowej dla monarchy karcianej partyjki, w której ograła go „najstarsza jakaś i najszpetniejsza” dama dworu. Wspomnijmy też pikantne wydarzenia z 1655 roku, kiedy to Maria Kazimiera D’Arquien, od 1655 roku Sobieska, była na dworze właścicieli raciborskiego zamku świadkiem miłosnych perypetii króla Jana Kazimierza.
Areną wydarzeń był zamek w Głogówku, w którym rezydowali Oppersdorffowie, podówczas panowie na zamku w Raciborzu. Miłosne wypadki poprzedziły opisany przez Sienkiewicza w 23. Rozdziale Potopu wymarsz króla Jana Kazimierza do Polski, którą trzeba było wyzwolić od szwedzkich okupantów. Jako że polski dwór (w tym 14-letnia wówczas Marysieńka – przyszła żona Sobieskiego) w obstawie wojskowej jechał przez Racibórz, więc nasze miasto znalazło sobie miejsce w tej słynnej powieści. - Przez Racibórz przejechano, koniom tylko popasłszy. Nikt króla nie poznał, nikt na orszak nie zwrócił zbytniej uwagi, bo wszyscy byli zajęci niedawnym przejściem dragonów... – skreślił nasz powieściopisarz.
Wróćmy jednak do sekretów alkowy króla Jana Kazimierza. Po ucieczce z Polski, monarcha zagościł w murach głogówieckiego zamku wraz z żoną Ludwiką Marią, nuncjuszem papieskim Lorenzo Littą, prymasem Andrzejem Leszczyńskim i kilkoma senatorami oraz niemałym królewskim dworem. Według anonimowego, plotkarskiego dziełka pt. Miłostki królewskie, wydanego po raz pierwszy w 1679 roku w Paryżu (domniemanym autorem pamfletu był ponoć Francuz Rousseau de La Valette), zamiast martwić się o losy podbitej przez Szwedów Polski, 46-letni monarcha zakochał się bez pamięci w 17-letniej Austriaczce, Annie Schönfeld „z fraucymeru” jego żony Ludwiki Marii, w którym to była też młodziutka Francuzka z ubogiej szlachty w Nevers, Maria Kazimierza D’Arquien de la Grange.
Romans z Schönfeldówną rekompensował zapewne monarsze troski wynikłe ze szwedzkiej okupacji. Rychło stał się tematem plotek i kpin. Dworak królewski, baron Saint-Cyr, spuszczał królowi drabinkę przez okno, aby ten mógł się dostać do ukochanej. Innym razem gwardziści wzięli monarchę, skradającego się nocą korytarzem, za złoczyńcę i stłukli go niemiłosiernie. Wkrótce umysł Jana Kazimierza zaprzątał błahy dla spraw kraju problem zamążpójścia – co kryć – urodziwej kochanki. – Kibić – jak czytamy we wspomnianych Miłostkach królewskich - miała wysmukłą i prezentującą się nader korzystnie, twarz owalną, oczy błękitne, podłużnego kształtu, w którym wyraz pewnego rozmarzenia mieszał się z żywością... Król, kiedy to potajemny romans odkryła królowa, chciał koniecznie wydać młodziutką kochanicę za Jana Zamoyskiego, dzięki czemu mógłby nadal widywać ją w swoim otoczeniu. Zazdrosna Ludwika Maria pokrzyżowała te plany. Nałożnicę męża odesłała do Austrii i doprowadziła do ślubu Zamoyskiego ze wspomnianą Marią d'Arquien. Narzeczeni z przymusu stanęli na ślubnym kobiercu w 1658 roku mimo że Maria od trzech lat była zafascynowana postacią poznanego w Warszawie pułkownika Jana Sobieskiego, późniejszego króla Polski. Przedwczesna śmierć Zamoyskiego otwarła jej drogę do ponownego zamążpójścia. Tym razem, w 1655 roku, dozgonną miłość ślubowała wybrankowi swojego serca – wtedy już posłowi Janowi Sobieskiemu, nominowanemu do laski marszałka wielkiego koronnego.
Oppersdorffowie, którzy przyjęli króla Sobieskiego w 1683 roku na zamku w Raciborzu, byli zatem dobrze znani królowej Marysieńce. Monarchini miała zapewne w pamięci burzliwe wydarzenia sprzed 28 lat oraz byłą koleżankę „z fraucymeru” Ludwiki Marii, Annę Schönfeld, przez którą zmuszona była wziąć ślub z Janem Zamoyskim. Słysząc w sierpniu 1683 roku o planowanym przejeździe męża przez Racibórz była bardzo ciekawa, co też aktualnie słychać na górnośląskim dworze jej znajomych. Król poczuł się w obowiązku poinformować o tym małżonkę i 25 sierpnia 1683 roku „o pierwszej z południa” skreślił w Opawie list z relacją z pobytu w Raciborzu. Korespondencja koncentruje się na obiedzie, co zresztą nie dziwi, bo – nazwijmy to oględnie - monarcha nie cierpiał na brak apetytu. - Król jest mężczyzną pełnej tuszy i wspaniałej postawy – czytamy w Nowo przybyłym kurierze wojennym udzielającym co tydzień wiadomości o zdarzeniach i wynikach walk pomiędzy chrześcijańskim a tureckim orężem na Węgrzech. Polskie źródła były bardziej precyzyjne, kreśląc obraz monarchy jako obżarciucha i karciarza.
W Raciborzu królowi towarzyszyli m.in: królewicz Jakub; hetman wielki koronny Stanisław Jan Jabłonowski; podkomorzy i koniuszy koronny Marek Matczyński; podskarbi koronny Modczewsky; hrabia Denhoff - późniejszy kardynał Jan Kazimierz Denhoff1; królewski spowiednik jezuita Przeborowski; królewski medyk doktor Braun; prałat i kanclerz wielki koronny Jan Wydżga; osiemnastu młodych szambelanów, dwóch sekretarzy, podkoniuszy i pisarz koronny. Do tego dochodziła liczna służba, w tym cześnik i stolnik, no i oczywiście wojsko.
Nie wszyscy mieli okazję skorzystać z gościny na raciborskim zamku. Wspomniany Nowo przybyły kurier, wzmiankując w trzynastym numerze pisma pobyt króla na ziemi raciborskiej, pisze bowiem: - Dnia 22 tegoż miesiąca przenocował Jego Królewska Mość milę od Rudy, gdzie piękny klasztor cystersów. Następnego dnia przybył tenże do Raciborza na obiad i zamieszkał w naszym zamku. Przed obiadem grał z naszą hrabiną, hrabiną Prażmową i panią von Zierotin w lombarda2, królewicz zaś jadł z pannami. Po skończonej grze poszli do stołu. Po lewej króla usiadł królewicz, za nim wiele najprzedniejszych pań wraz z naszą hrabiną i panną, które damy przedstawiły i posadziły. Z jego towarzyszy obiadowali tylko hetman wielki koronny, wielki koniuszy i kilku pułkowników. Inni kawalerowie jako też i nasi posługiwali, a dowodzili nimi hrabia Colonna i hrabia von Prószkowski.
Towarzystwo nie było Sobieskiemu obce. „Młody pan hrabia Denhoff” był siostrzeńcem hrabiny Oppersdorffowej na Raciborzu. Ślub Franciszka Euzebiusza Oppersdorffa z Anną Teresą Zuzanną z domu Bees odbył się w Warszawie. Narzeczona była dwórką królowej Marii Ludwiki, przyjaciółką Marii Kazimiery d’Arquien, żony Sobieskiego. Siostrą Anny Teresy, hrabiny Oppersdorff była z kolei Katarzyna Denhoffowa, żona podkomorzego koronnego Teodora, faworyta króla Jana II Kazimierza, matka Elżbiety Lubomirskiej. Oppersdorffowie byli więc również skoligaceni z Lubomirskimi. Kuzynka młodej Oppersdorffówny, wspomniana Elżbieta Lubomirska z Denhoffów, była od 1676 roku drugą żoną marszałka wielkiego koronnego Stanisława Herakliusza Lubomirskiego. W 1683 roku – jak pisał raciborski historyk dr Ryszard Kincel – na zamku w Raciborzu „biesiadowali sami swoi”: Oppersdorffowie, Denhoffowie i Lubomirscy.
Co w liście z Opawy pisze sam król? - Byliśmy też wczora w Raciborzu u p. grafa Obersdorfa w zamku; ale się jemu nie godziło nas częstować, tylko z kamery cesarskiej. Sama p. grafowa sprowadziła najmniej dam trzydzieści3, które siedziały z nami do stołu; a lubo młodsza jest siostra naszej p. podkomorzyny, zda się, że jest jej matką. Grzeczna bardzo białogłowa i podobna mową i gestami cudownie do p. podkomorzyny. Ma dwie czyli trzy córki: najstarsza za p. von Prazmo, ruchawa i rozwodzi się z mężem; młodsza panna, nadobna, podobna bardzo do p. marszałkowej. Graliśmy w karty przed obiadem; najstarsza jakaś i najszpetniejsza ograła mię. Wspomniany Kurier wzmiankuje, iż król zagrał w karty z „hrabiną [Oppersdorff], hrabiną Prażmową i panią von Zierotin. Ta ostatnia przedstawicielka czesko-morawskiej szlachty wydaje się być ową „najstarszą i najszpetniejszą”, choć biegłą w grze w karty.
Lektura listów Sobieskiego do Marysieńki, zwykle obfitych w opisy obyczajów czy perypetii współbiesiadników, przekonuje, że raciborski obiad nie dostarczył mu zbyt wielu emocji, nie licząc oczywiście – wtrąconej jakby od niechcenia - przegranej w karty i trzydziestu sprowadzonych dam, ciekawych zapewne bliskości polskiego monarchy. Urodą, co ciekawe, zachwyciła go tylko jedna „nadobna” dama, a zaintrygował fakt, że Oppersdorff wyprawił gościnę nie za swoje, lecz cesarskie pieniądze (jemu nie godziło nas częstować, tylko z kamery cesarskiej). Atmosfera była zatem sztywna, a krótko po obiedzie król pojechał obozować poza Racibórz. Nie wspomniał, że stoły uginały się od jedzenia. Królewicz Jakub zanotował jednak w swoim dzienniku: - wstąpiliśmy do Raciborza, gdzie pan Obersdorf wraz z żoną, trzema córkami i krewnymi przyjmowali nas bardzo suto. Być może gościnność Oppersdorffa wynikała z faktu, że rachunek za ucztę powędrował do Wiednia.
Dodajmy na koniec, że pożegnania, jakie kreślił Sobieski w swych listach do żony, mogłyby i dziś wzbudzić zachwyt niejednej kobiety. - Już tedy tą okazją nie śmiejąc dłużej inkomodować Wci serca mego, całuję, lubo w imaginacji, z niewymownym jednak gustem, wszystkie śliczności najukochańszego mego ciałeczka (…).
Grzegorz Wawoczny
Komentarze (0)
Dodaj komentarz