Nasze pokolenie wymiera

67. lat temu kolumny więźniów Auschwitz rozpoczęły morderczą tułaczkę. Konwojowali ich uzbrojeni i SS-mani. Pokonując dziennie 20-30 kilometrów, 22 stycznia 1945 roku więźniowie dotarli do Wodzisławia.

Wodzisławskie obchody 67. rocznicy Marszu Śmierci rozpoczęły się od mszy świętej w kościele pod wezwaniem WNMP. Stamtąd reprezentanci władz miasta i powiatu, uczniowie, harcerze oraz przedstawiciele Związku byłych Więźniów Oświęcimskich, związków kombatanckich z terenu Wodzisławia Śląskiego, a także Jan Stolarz wraz z towarzyszami podróży na trasie Oświęcim-Wodzisław, udali się na Cmentarz Ofiar Oświęcimskich, by jak co roku złożyć symboliczne wiązanki kwiatów i zapalić znicze. - To ludzie ludziom zgotowali ten los - mówił prezydent Mieczysław Kieca i zagwarantował, że działania miasta i powiatu zawsze będą zmierzać ku temu, by pamięć o tragicznych styczniowych wydarzeniach nie zaginęła.

- Te dzisiejsze uroczystości mają szczególny wymiar. Zwłaszcza w kościele, kiedy ksiądz całe kazanie poświęca historii tamtych przypadków oraz stosunkowi do nich tutejszej ludności, która pomagała idącym i konającym. Nawet z narażeniem własnego życia – podkreśliła Józefa Posch-Kotyrba.

- Najgorsze jest jednak to, że my, pokolenie więźniów obozów, wymieramy. Wymiera pokolenie, które było żywą historią.  Dzisiaj do Wodzisławia przyjechało 13 osób. Jeszcze kilka lat temu przyjeżdżał cały autokar, jakieś 50 osób - mówiła Anna Szafraniec, była więźniarka, której rodzice zginęli w obozie. - Boje się, że kiedy nasze pokolenie wymrze, historia o tamtych czasach będzie zupełnie inna. Dlatego tak ważne jest to, by mówić prawdę i uczyć młodzież historii II wojny światowej. By mówić przeżyciach polskiego narodu, który doświadczył holokaustu na równi z innymi narodami - zaznaczyła.

(m)