Wnuczka Franciszka Pieczki: Dla mnie był przede wszystkim kochanym dziadkiem

Alicja Pieczka jest córką Piotra Pieczki i wnuczką aktora Franciszka Pieczki. Ma 21 lat. Gminie Godów opowiedziała o swoich studiach, pierwszym filmie. Wspomina też oczywiście swojego dziadka, który za niedługo zostanie patronem Szkoły Podstawowej w Godowie.
Franciszek Pieczka został aktorem, Ty uczysz się jak robić filmy. Poszłaś w filmowe ślady dziadka, choć ścieżkę obrałaś inną, własną.
- Tak. Studiuję na II roku organizacji produkcji filmowej i telewizyjnej na Warszawskiej Szkole Filmowej. Kiedy uczyłam się w szkole podstawowej to, podobnie jak dziadek w swojej młodości, chodziłam na zajęcia teatralne. Grałam w różnych przedstawieniach, później zaczęłam chodzić na castingi do filmów. Ostatecznie jednak uznałam, że granie w filmach niekoniecznie jest dla mnie, a nie chcę robić niczego na siłę. Obecnie chcę się skupić na nauce zawodu producenta filmowego, choć może w przyszłości, kto wie, jeszcze stanę przed kamerą. Niczego w życiu przecież nie można wykluczyć.
Masz już na koncie film, w którego produkcji brałaś udział.
- "Hańba" jest filmem krótkometrażowym, który trwa 27 minut. Opowiada o wątpliwej moralnie miłości. Powstał na zaliczenie I roku moich studiów, stąd też to szkoła ma do niego pełne prawa autorskie. Nie jestem jego producentem, natomiast pełniłam podczas jego kręcenia funkcję kierownika produkcji. Na razie filmu nie można nigdzie zobaczyć. Wysyłamy go na różne festiwale filmowe i czekamy na odpowiedź. Nie jest łatwo się przebić, bo teraz na topie są filmy o znacznie innej tematyce. Liczymy jednak na odzew, zwłaszcza z festiwalu filmowego w Chicago, tym bardziej że w powstaniu filmu bardzo pomogła nam Polonia amerykańska. W każdym razie mam nadzieję, że film nie trafi do szuflady.
Tym bardziej, że jest to ostatni film, w którym zagrał Franciszek Pieczka.
- Rzeczywiście dziadek ma w nim swoją rolę, choć zupełnie nie planował, że w nim zagra. Jego angaż to materiał na anegdotę. Film robiłam razem z kolegą ze studiów, który był jego reżyserem. Namówiłam go do tego, żeby zaangażować w nasz projekt dziadka, żeby mu dać choć epizodyczną rolę. Kolega trochę się tego pomysłu przestraszył. No bo taki aktor w filmie kręconym przez młodych studentów? Również szkoła nie bardzo wierzyła, że Franciszek Pieczka zechce wystąpić w studenckiej produkcji na zaliczenie I roku studiów. Dyrektor szkoły zupełnie nie kojarzył, że jestem wnuczką TEGO Pieczki. Zupełnie nie kojarzył mojego nazwiska z dziadkiem. Nie dziwię się, pewnie miałabym podobnie. No ale dał wolną rękę, nie do końca chyba wierząc, że się nam uda. Uczciwie trzeba jednak dodać, że ja też pewności nie miałam. Dziadek nie grał już przecież w filmach od kilku lat. Był na artystycznej emeryturze, nie licząc udziału w audycjach radiowych, które jednak nagrywane były u nas w domu. Dlatego najpierw powstał scenariusz filmu, a dopiero potem powiedziałam dziadkowi, że zagra w moim filmie. Dziadek się zgodził. Potem trochę się rozchorował, miał chrypkę, obawiał się, że jednak nie będzie mógł zagrać. Skróciliśmy zdjęcia z jego udziałem z czterech dni do dwóch. Pomogła rodzina, która się nim opiekowała na planie. Ostatecznie więc się udało zorganizować jego udział w filmie. Chyba na zawsze zapamiętam to jego wyznanie, które powiedział po nakręceniu scen z jego udziałem, że "gdyby nie moja kochana wnusia, czołgiem byście mnie tu nie zaciągnęli".
Jak się żyło w jednym domu z artystą tak dużego formatu?
- Mieszkaliśmy w domu wielopokoleniowym, w którym dziadek zawsze był. Po Jego śmierci musieliśmy się nauczyć żyć trochę inaczej, zmienić niektóre przyzwyczajenia. Bo kiedy dziadek był, to on zamykał dom, zamykał furtkę, trochę nas pilnował nas. Był takim aniołem stróżem. Dla mnie jednak przede wszystkim był kochanym dziadkiem, który często mnie i braci rozpieszczał, dbał o nas. Jak to kochany dziadek. Nigdy nie postrzegałam go przez pryzmat jego aktorskich osiągnięć, poprzez pryzmat tego, że jest wielkim aktorem, bo też on nigdy nie dawał odczuć, że jest kimś wyjątkowym. Czasem jedynie ktoś przychodził pod dom i prosił o autograf. Dziadek zawsze do takiego kogoś wychodził, zaprosił do ogrodu, porozmawiał. Uważał, że jak ktoś sobie zadał trud, żeby specjalnie do niego przyjechać po autograf, to należy poświęcić mu swój czas.
Franciszek Pieczka często z rozrzewnieniem wspominał Godów, w którym się urodził i wychował. Często tu przyjeżdżał, a Ty razem z nim. Jakie masz wspomnienia z Godowa?
- Zawsze z dziadkiem przyjeżdżaliśmy tu w okolicach sierpnia i zawsze na te podróże się cieszyłam. Przede wszystkim Godów wydaje mi się niezwykle spokojnym miejscem. I tak bardzo zielonym. Mieszkam w Warszawie, co prawda na obrzeżach, gdzie również jest sporo zieleni i dość spokojnie, ale jednak kontrast między tym miejscem gdzie mieszkam, a Godowem jest ogromny. Cieszę się, że mogę tu przyjeżdżać. Zresztą mieszka tu nadal część naszej rodziny, więc tym bardziej mamy tu do kogo przyjeżdżać.
29 września Franciszek Pieczka zostanie patronem Szkoły Podstawowej w jego rodzinnym Godowie. Wybierasz się na tę uroczystość?
- Oczywiście, przyjeżdżamy całą rodziną. Termin mamy już zarezerwowany.
W takim razie do zobaczenia w Godowie!
- Do zobaczenia.
Komentarze (0)
Dodaj komentarz